Dodane: Leszek Marciniec Data: 2008-04-15 21:43:01 (czytane: 37054)
Wojtek Belon „Bellon”
Wojciech Jerzy Belon syn Jerzego i Wandy ze Stępnikowskich, urodził się 14 marca 1952 roku w Kwidzynie. Lata dziecięce Wojtek spędził w Skarżysku Kamiennej, bowiem rodzice przeprowadzili się z Kwidzyna, na krótko do Opola Lubelskiego (tam mieszkali dziadkowie ze strony ojca), a następnie do Skarżyska Kamiennej.
W 1959 r. Wojtek rozpoczął naukę w Szkole Podstawowej w Skarżysku Kamiennej , a jego młodsza o dwa lata siostra Małgorzata rozpoczęła naukę w tej samej szkole w 1960 roku.
W 1965 r. rodzina Belonów przeniosła się do Buska Zdroju, zamieszkali w bloku A na nowym osiedlu Świerczewskiego. Ojciec – Jerzy otrzymał pracę w Buskim Przedsiębiorstwie Budowlanym, a matka - Wanda, magister prawa, została notariuszem w Państwowym Biurze Notarialnym.
W Busku Zdroju Wojtek uczęszczał do klasy VII i VIII Szkoły Ćwiczeń przy Liceum Pedagogicznym i Studium Nauczycielskim. W tym okresie nie wyróżniał się niczym od innych kolegów, interesował się plastyką, lubił rysować ołówkiem i kredkami, malować farbami akwarelowymi. Był aktywny przy wykonywaniu (wówczas modnych) gazetek ściennych, dekoracji klasy i szkoły na różne uroczystości. Działał w drużynie harcerskiej, ale ta działalność nie zadawalała go w pełni i dlatego starał się uczestniczyć w wycieczkach, rajdach turystycznych, biwakach, a także spływach kajakowych, te zainteresowania realizował także w Szkolnym Kole PTTK.
W 1967 roku Wojtek ukończył Szkołę Podstawową i rozpoczął naukę w Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Kościuszki w Busku Zdroju.
Jako uczeń liceum, Wojtek dał się poznać jako zapalony turysta, zdobywał punkty na odznaki turystyki pieszej i górskiej, uczestniczył w spływach kajakowych. Na trasach rajdowych, przy ogniskach na biwakach Wojtek nie rozstawał się z gitarą. Grał i śpiewał znane wówczas szlagiery, ale także zaczynał (troszkę nieśmiało) śpiewać własne utwory. Kiedy pisał listy do kolegów i koleżanek szkolnych starał się przedstawiać je w formie wierszowanej. Były to zapewne pierwsze próby tworzenia „małej poezji”.
W buskim liceum Wojtek był animatorem życia kulturalnego, stworzył Klub „Dla odmiany”, był motorem działań kulturalnych, turystycznych, organizatorem imprez. Jego pomysły nie zawsze podobały się nauczycielom. Jednak wielu pedagogów dostrzegało jego talent artystyczny i być może wróżyło mu przyszłość - poety, kompozytora. Ale nikt wówczas tego głośno nie mówił .
Po skończeniu liceum Wojtek bywał w Busku Zdroju rzadko, jego losy związały się z Krakowem, z górami, zwłaszcza z Bieszczadami, a następnie trwało artystyczne tournee po kraju.
Zdawał egzamin wstępny na Uniwersytecie Jagiellońskim – historia sztuki, ale nie został przyjęty. Przez rok uczył się w Studium Nauczycielskim w Tarnowie, następnie studiował filozofię na UJ.
Niestety działalność artystyczna, twórcza, prowadzenie zespołu Wolna Grupa Bukowina, pochłaniały wiele czasu. Wiadomo, że działalność artystyczna nie sprzyja studiowaniu i dlatego Wojtek uważał, iż na naukę jest jeszcze czas, a praca artystyczna – to tylko kwestia krótkiego czasu –„sezonu”. Ten okres nie trwa wiecznie i trzeba będzie się wycofać z bujnego życia artystycznego, osiąść i spokojnie zabrać się do pisania wierszy, komponowania melodii piosenek, a także spokojnego ukończenia studiów i pracowania w wyuczonym zawodzie.
W 1977 r. Wojciech Belon ożenił się z Joanną Kornagą, pochodząca ze Szczawnicy, wówczas studiującą etnografię na UJ. W 1978 r. przyszła na świat córeczka Olga. To żonie Joannie i córeczce Oli, poświęcił wiele swych wierszy.
Podczas stanu wojennego, zespoły artystyczne miały utrudnioną działalność i nic dziwnego, że i Wolna Grupa Bukowina występowała sporadycznie. Wojtek czuł się osamotniony, mieszkał z rodziną nadal w Krakowie i próbował wiązać koniec z końcem. Żeby utrzymać rodzinę, nawet rozwoził mleko. Na początku lat 80. związał się na krótko z „Wałami Jagiellońskimi”, ale ta współpraca nie trwała zbyt długo.
Z poetą Adamem Ziemianinem Wojtek poznał się nietypowo, na spotkaniu autorskim w Nowym Żaczku, dwaj młodzieńcy zadawali poecie „dość podchwytliwe pytania”. Potem podeszli i przedstawili się: Wojtek Belon i Krzysztof Piasecki. A. Ziemianin stwierdził, że „nadawali na tych samych falach”. Z późniejszych wspólnych podróży, powstał cykl reportaży: „Z Bellonem po kraju”. Wspólnie z A. Ziemianinem Wojtek tworzył program: „Gitarą i piórem”.
O działalności Wojtka Belona w tzw. latach „krakowskich”, tj. od 1971 do 1985 roku, napisano wiele w gazetach i innych wydawnictwach, mówiono w radiu i telewizji, dużo informacji można znaleźć w internecie. Ale bardzo mało napisano o jego rodzinie, która w okresie gdy Wojtek był u szczytu sławy i jeździł po kraju, czekała na jego przyjazd do Buska Zdroju. A starał się odwiedzać ukochane „ Busko – Busko” (jak mawiał) jak najczęściej, kiedy tylko znalazł wolną chwilę. W Busku Zdroju czekali na niego rodzice – matka Wanda, ojciec Jerzy, siostra Małgorzata Miodowicz (żona Konstantego – znanego działacza państwowego i społecznego) oraz wielu przyjaciół i kolegów.
3 maja 1985 roku Wojciech Belon zmarł w Krakowie, miał zaledwie 33 lata, był u szczytu sławy artystą.
7 maja 1985 r. w kościele parafialnym p.w. NP. NMP zebrali się: najbliższa rodzina, koledzy, przyjaciele, znajomi, miłośnicy twórczości „Bellona”. Po Mszy św. ruszył żałobny kondukt na cmentarz parafialny. Spoczął Wojtek na buskim cmentarzu, na Ponidziu - na ziemi buskiej , którą uważał za ziemię rodzinną, bowiem tu spędził radosne dzieciństwo i lata młodości, tu powrócił, by zostać na zawsze.
W 1992 roku ,Busko Zdrój uczciło pamięć Wojtka – nadając Buskiemu Domowi Kultury imię „Piewcy Ponidzia” - Wojciecha Belona.
W kwietniu 2001 roku, na Małej Scenie Kieleckiego Centrum Kultury, podczas Koncertu „Na Ponidziu wiosna trwa...”, ówczesny wojewoda świętokrzyski Wojciech Lubawski, wręczył Joannie Belon, żonie zmarłego przed 16 laty Wojtka, przyznany Mu pośmiertnie Złoty Krzyż Zasługi.
Wojewoda Wojciech Lubawski powiedział: „Wojtek był moim przyjacielem. Ten niezwykły artysta, który do tej pory kształtuje wrażliwość młodych ludzi z pewnością zasługuje na takie wyróżnienie”.
Jakim człowiekiem był Wojtek Belon ? Takie pytania stawiało sobie wielu autorów artykułów i opracowań, ale jak dotychczas nie opracowano pełnej biografii „Bellona”.
Zapewne pierwszym, który napisał dosyć duży artykuł o Wojtku, był Andrzej Jędryczkowski – nauczyciel buskiego liceum, a zarazem jego „starszy” kolega. Te wspomnienia zostały wydane w 1999 roku w formie książki p t .:”Zakończenie. Moje peregrynacje z Wojtkiem Bellonem”.
Książka została wydana w rok po śmierci Andrzeja Jędryczkowskiego i zawiera opis kilku prywatnych sytuacji ze spotkań, z wycieczek i rozmów autora z Wojtkiem.
Czytając to opracowanie, można się wiele dowiedzieć o Wojtku, jego wadach i zaletach, o kształtowaniu się światopoglądu młodego chłopca, ucznia liceum, a następnie studenta, dorosłego człowieka – artysty, poety, pieśniarza, kompozytora.
Nie jest to „hymn pochwalny”, ale prawda, taka jaką widział Andrzej Jędryczkowski.
Szkoda, że Andrzej odszedł tak bardzo szybko i nagle, nie zdążył rozwinąć tematu, a znając go osobiście, myślę, że mógłby napisać dużo więcej. No cóż, wielka szkoda.
Jędryczkowski poznał Wojtka Belona w grudniu1968 r., kiedy jako absolwent UJ został zatrudniony na stanowisku kierownika Działu Amatorskiego Ruchu Artystycznego w Powiatowym Domu Kultury, a Wojtek – wówczas uczeń LO startował w eliminacjach konkursu piosenki radzieckiej. Po skończonym koncercie, w trakcie obrad jury, stało się jasne, że Wojtek nie zdobędzie żadnej nagrody i Jędryczkowski ufundował mu nagrodę w postaci płyty gramofonowej, jako „specjalną nagrodę Działu Amatorskiego Ruchu Artystycznego Powiatowego Domu Kultury w Busku Zdroju”.
W tymże samym roku , odbywały się eliminacje na szczeblu powiatowym Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Patriotycznej. Wojtek zaśpiewał dwie piosenki z repertuaru Boba Dylan’a przy akompaniamencie gitary. Przewodniczący jury – Karol Anbild dyrektor Filharmonii Kieleckiej, wyraził swoją dezaprobatę po wysłuchaniu piosenek Wojtka, który niestety nie przeszedł przez eliminacje powiatowe. Stare porzekadło głosi, że ponoć nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, i miejscowi luminarze kultury nie docenili zdolności śpiewaczych Wojtka.
Będąc jeszcze uczniem LO, Wojtek wziął udział w powiatowych eliminacjach konkursu recytatorskiego i uzyskał tam wyróżnienie oraz dyplom.
Wojtek Belon w latach uczniowskich uważał Jędryczkowskiego, jako swojego „guru”, który nie był wówczas jeszcze członkiem PZPR, a Wojtek był zauroczony Che Guevarą i Ruchem Wyzwolenia Palestyny. Zapuścił włosy jak Che i nosił beret taki sam jak on, z charakterystyczną czerwoną gwiazdą. Gdzieś od połowy lat siedemdziesiątych stał się zaciekłym antykomunistą i kiedy dowiedział się, że jego „guru” wstąpił do PZPR, a nawet został sekretarzem POP, ich wzajemne stosunki ochłodziły się. Uważał, że stracił przyjaciela i przez pewien okres, kiedy przyjeżdżał do Buska Zdroju nie odwiedzał Andrzeja, ani też nie wykonał żadnego telefonu.
W tym okresie Wojtek napisał wiersz, którego nigdy nie dał Andrzejowi do przeczytania, a o którym dowiedział się dopiero w 1986 roku, czytając zbiorek poetycki pt. „Niechaj zabrzmi Bukowina”.
Andrzejowi Jędryczkowskiemu
Związały nas światła mgławic
Porozrzucanych po niebie
Tysiącem malutkich światów.
I naszą była moja
I Twoja droga przed siebie.
Tkwiliśmy w barwach i wierszach.
„The answer
my friend..” – pamiętasz ?
Zapomniałem o Twoich urodzinach…
nie uścisnąłem Ci dłoni
nie przepiliśmy winem
wspomnień z lat brzmiących w pieśniach.
Pamiętasz pierwsze dźwięki przeze mnie
wydobyte z ogranej gitary ?
A świętokrzyskie wrześnie
Wspominasz czasem odległe
już dzisiaj chwile gdy w barze
kwaśnym nalotem piwa pokryci
paląc z sztubacka po męsku
o dziewczynach gadaliśmy o świecie
pragnąc go zmienić na lepszy ?
Dziś dłońmi szukając wokoło
nie spotkam Twojego oddechu
i różne są nasze drogi
i jakiś inny ten wrzesień.
Gdy mój i Twój szlak się przetnie
Porozmawiajmy przez chwilę’
a każdy innym językiem
i coraz bardziej blednie
gwiazda którąśmy na niebie
obserwowali tak długo
przez jeden skromny teleskop.
Widać tak trzeba
Uderzam w struny
I oto wraca pieśnią
to cośmy wspólnie przeżyli
dłoń dziś do Ciebie wyciągam,
może znów przy ognisku
powróci To co było.
Wojtek często jeździł w Bieszczady szukać twórczej weny, zawsze „goły i wesoły”, tak mówił o nim Władysław Nadopa – samotnik, który w poszukiwaniu wolności poznał wszystkie ścieżki w Bieszczadach. To o nim napisał Krzysztof Potaczała w „Nowinach” artykuł pt.: ”Nikt nie pytał, skąd się wziął...”, ( a przedrukowany został w „Angorze” z 24.IV.2004 r.) .
Władek Nadopa żył na uboczu i chadzał ścieżkami, o których wiedziały tylko wilki i rysie. To on stał się symbolem bieszczadzkiej wolności i to jego wybrał Wojciech Belon na bohatera swojej piosenki „Majster Bieda”.
Na Przełęczy Wyżnej spotkał Władek człowieka, dzięki któremu został legendą. Długowłosy chłopak z gitarą był dużo młodszy, ale od razu przypadli sobie do gustu. Niejedno piwo razem wypili, niejedną noc przegadali.
Wojtek przyjechał w Bieszczady, bo chciał, by jego ballady pachniały górami, więc w Chatce Puchatka na Połoninie Wetlińskiej przesiadywał całymi tygodniami. Nawet się tam na parę miesięcy zatrudnił, a potem został kandydatem na ratownika GOPR.
W schronisku, przy naftowej lampie, napisał wiele swych piosenek, a wśród nich tę, którą uważał za ulubioną i najważniejszą – „Majster Bieda”.
Napota długo nie wiedział, że to o nim. Dopiero, gdy przypadkiem w radiu usłyszał dedykację, zrozumiał, że odtąd nie będzie już Władkiem, lecz właśnie Majstrem Biedą.
Majster Bieda
Skąd przychodził kto go znał
kto mu rękę podał kiedy
nad rowem siadał wyjmował chleb
serem przekładał i dzielił się z psem
tyle wszystkiego co z sobą miał
Majster Bieda
Czapkę z głowy ściągał gdy
wiatr gałęzie chylił drzewom
śmiał się do słońca i śpiewał do gwiazd
drogę bez końca co przed nim szła
znał jak pięć palców jak szeląg zły
Majster Bieda
Nikt nie pytał skąd się wziął
gdy do ognia się przysiadał
wtulał się w krąg ciepła jak w kożuch
znużony drogą wędrowiec boży
zasypiał długo gapiąc się w noc
Majster Bieda
Aż nastąpił taki rok
smutny rok tak widać trzeba
nie przyszedł Bieda zieloną wiosną
miejsce gdzie siadał zielskiem zarosło
i choć niejeden wytężał wzrok
choć lato pustym gościńcem przeszło
z rudymi liśćmi – jesieni schedą
wiatrem niesiony popłynął w przeszłość
Majster Bieda
Od roku 1965 Wojtek mieszkał z rodzicami w bloku „A” na osiedlu Świerczewskiego (obecnie blok ten nosi numer 8), był to pierwszy blok mieszkalny na budującym się wówczas osiedlu.
Od ul. Świerczewskiego (obecnie Batorego) do Zdroju, pomiędzy al. Mickiewicza a projektowaną wówczas ul. prof. J.W. Grotta, nie było ulic Armii Krajowej i J. Słowackiego, a były tylko sady owocowe. Nosiły one nazwy pochodzące od nazwisk właścicieli sadów, czyli: Jureckich, Panka, Jelonkiewicza, Danka, Domagały itd.
Miedze pomiędzy sadami były (nieoficjalnie) ciągami spacerowymi, którymi osoby udające się z centrum miasta do Zdroju, skracały sobie drogę do pracy w uzdrowisku. Ponadto ówczesną al. Mickiewicza przemieszczały się wszystkie pojazdy z Kielc, Stopnicy, Pińczowa w kierunku Wiślicy i Nowego Korczyna. Innej drogi nie było i nic dziwnego, że spacer do Zdroju w godzinach szczytu, wprawdzie chodnikiem, nie należał do przyjemnych i większość mieszkańców wolała latem spacer miedzami, przez sady (polami, jak wówczas mówiono) - bowiem tam była cisza i czyste powietrze.
Wojtek z okien swego domu mógł podziwiać wiosną kwitnące czereśnie, śliwy, jabłonie i grusze, latem dojrzewanie owoców i na pewno z kolegami „robili wypady” na czereśnie i jabłka. Zimą roztaczał się wspaniały widok na panoramę bezlistnych drzew pokrytych białym szronem lub puchową kołdrą śniegu.
Pod koniec lat sześćdziesiątych, Busko Zdrój poczęło się szybko rozbudowywać. Miasto i uzdrowisko przeżywało boom, budowano nowe osiedla mieszkaniowe (Świerczewskiego, Sikorskiego, Kościuszki, Pułaskiego, Krasickiego (ob.Andersa) Wola (ob. Piłsudskiego) oraz w rejonie Zdroju powstawały osiedla i ulice domków jednorodzinnych tzw. pensjonatów.
Jedną z takich pierwszych ulic, była ul. J. Słowackiego. Bodajże jako pierwsi sprzedali swój sad pp. Dankowie i podzielili na działki budowlane. Nowi właściciele działek przystępując do budowy domów, w pierwszej kolejności wycięli drzewa owocowe. Tak być musiało i Wojtek zdawał sobie z tego faktu sprawę, ale ubolewał bardzo, że zniszczono przyrodę , którą bardzo kochał.
Z rozmyślań Wojtka, kiedy patrzył z okna swego domu na wycięte drzewa, powstał wiersz „Sad”, który dedykował swojej siostrze Masi.
Sad
Siostrze Masi
W moim mieście wyrąbali sady
Ciągnące się szeroko hen aż po Zdrój
W moim mieście wyrąbali sady
Pachnące wiosenną zamiecią
I lata owocem dojrzałym
sad
W moim mieście wyrąbali sady
I nieważne kto wyrąbał
Bo ważny jest fakt
sad
W moim mieście wyrąbali sady
Z dawien zwane od ich właścicieli mian
W moim mieście wyrąbali sady
Jesiennym się dymem snujące
Pod śniegiem jak ule w pasiece
sad
W moim mieście wyrąbali sady
I nieważne kto wyrąbał
Bo ważny jest fakt
sad
Nie pozostały nawet kikuty drzew
Ani cień ani trawy
Ani pole które resztkę promieni żarło
By wzrósł siew
Tylko twarze domów twarze
Wpatrzone oknami w miejsce gdzie trwał
Obcy zupełnie im obcy świat
sad
Kolejka od czwartej nad ranem
Ten spod piątki jak zwykle pijany
Że też żona na niego nie bluźni
Ty na obiad jak zwykle się spóźnisz
Dziecko spać chce balanga na górze
Ileż można wytrzymać tak dłużej
Ileż można wytrzymać tak dłużej
W naszym mieście wyrąbali sady
Więc stwórzmy sad własny po horyzont aż
W naszym mieście wyrąbali sady
Więc spłodźmy go w znoju miłości
Niech drzewa jak dzieci wnuki przyniosą nam
Te niech jadą niech płyną niech lecą
Z nadzieją że gdzieś na nie czeka świat
My zaś w oknach smutnych swych bloków
Chusteczki podnieśmy by machać im w ślad
W naszym mieście wyrąbali sady
I nieważne kto wyrąbał
Bo ważny jest fakt
Że w nas trwa
Że w nas trwa
Że w nas trwa
SAD
W Busku Zdroju przy ul. Bohaterów Warszawy nr 6, stoi zabytkowy budynek z XIX wieku, który wybudował założyciel Uzdrowiska Busko – Feliks Rzewuski. Na początku XX wieku właścicielem tego domu został Jan Król ( 1886 – 1963), pochodzący z Sosnowca, działacz niepodległościowy. W latach 1905 - 1907 Jan Król wraz ze swym młodszym bratem, byli członkami „piątki bojowej” PPS na rejon Busko. Od 1905 r. dom Króla był punktem kontaktowym dla kurierów i uciekinierów politycznych, kierujących się z zaboru pruskiego lub rosyjskiego do Galicji. Po odzyskaniu niepodległości Jan Król był radnym miejskim, działaczem ruchu ludowego, a w latach 1928 – 1930 posłem na Sejm RP.
Na tyłach dom nr 6 (obecnie ul. Staszica) była piekarnia Królów, a od strony ulicy był sklep z wyrobami piekarskimi.
Po śmierci Jana Króla, piekarnię przejęła wdowa po Janie Królu i syn Czesław (1931 – 1971), dobrze zapowiadający się artysta – rzeźbiarz. Niestety jego ambicje artystyczne nie zostały zrealizowane w pełni, (miał kłopoty ze zdaniem matury) i nie został przyjęty na Akademię Sztuk Plastycznych, bowiem ówczesne władze nie patrzyły „miłym okiem” na syna „sanacyjnego posła”.
Czesław Król zmuszony został podjąć się prowadzenia piekarni, ale w wolnych chwilach oddawał się swej pasji rzeźbiarskiej w drzewie lipowym. Spod jego dłuta wychodziły piękne płaskorzeźby, portrety oraz prace o tematyce sakralnej. Niestety zbiór jego prac nie zachował się, a poszczególne prace znalazły się w zbiorach prywatnych kolekcjonerów.
Wojtek często przychodził do piekarni Cześka Króla na świeże bułeczki, a najbardziej smakował mu chleb z Cześka piekarni. Lubił wdychać woń pieczonego chleba, rozmawiał z Cześkiem o jego rzeźbach. A, że pieczenie chleba odbywa się w nocy, aby wczesnym rankiem pieczywo mogło się znaleźć w domach na śniadanie, praca piekarza różniła się od pracy innych rzemieślników. Czesiek kładł się spać o świcie, wstawał w południe, a po południu oddawał się swemu hobby czyli rzeźbieniu, wieczorem rozpoczynał pracę zawodową w piekarni.
Wizyty Wojtka u Cześka w piekarni przeciągały się do późnych godzin nocnych. On patrzył na piekarza nie tylko jako rzemieślnika, ale także artystę - w swoim zawodzie.
9 września 1971 roku Busko Zdrój obiegła smutna wiadomość – Czesław Król nie żyje, miał zaledwie 40 lat. Nikt nie mógł pojąć, dlaczego targnął się na swoje życie.
Wojtek był wówczas już po maturze i szykował się na studia, wiadomość o śmierci przyjaciela bardzo go wzruszyła. Swój żal po zgonie artysty przelał na papier i tak powstała:
chleba takiego jak ten od Cześka
nie kupisz nigdzie nawet w Warszawie
bo Czesiek piekarz nie piekł lecz tworzył
bochny jak z mąki słonecznej kołacze
kłaniali mu się ludzie gdy wyjrzał
przez okno w kitlu łyknąć powietrza
a kromkę masłem smarując każdy mówił
nad chleb ten chleb od Cześka
chleb się chlebie chleb się chlebie
bo nad chleb być może co
chleb się chlebie chleb się chlebie
niech ci nigdy nie zabraknie
drożdży wody rąk i ziarna
a o porankach chlebem pachnącym
gdy pora idzie spać dla piekarzy
zaczerwienione przymykał oczy Czesiek
i siadał z dłutem przy stole
ciągle te same włosy i trochę
za długi nos w drewnie cierpliwym
rzeźbiły dłonie dziesiątki razy
w poranki świeżym chlebem pachnącym
kurła tobi mati buła
mruczał piekarz w żyłach krwią
kurła tobi mati buła
myśli moje niespokojne myśli moje rozognione
idźcie idźcie wszystkie stąd
nikt takich słów jak miasto miastem
nie znał i źle się dzieje mówili
na obraz czerniał Czesiek razowca
kruszał podobnie bułce zleżałej
gdy go znaleźli na pasku z wojska
dłuto jak wbite miał w garści
i nie wie nikt co Cześka wzięło
lecz śpiewa każdy jak miasto miastem
chleb się chlebie chleb się chlebie itd.
W rok po śmierci Wojtka, w 1986 roku ukazał się tomik nr 5 Ośrodka Teatru Otwartego „Kalambur” p t: Wojciech Bellon, Niechaj zabrzmi Bukowina ... (ilustrowany przez żonę). Był to zapewne pierwszy zbiór jego utworów, zawierający 60 wierszy.
Wstęp do tego tomiku napisał Adam Ziemianin, a jest to ciekawy opis i charakterystyka Wojtka, widziana oczyma kolegi i dlatego powtarzam ją prawie w całości.
Wieczny Wędrowiec Boży
Wojtek Bellon – ten Wieczny Wędrowiec Boży – zjawiał się najczęściej niespodziewanie i to zwykle wtedy, gdy był najbardziej potrzebny. Umiał i potrafił, jak nikt inny, doradzić, pomóc czy rozładować napiętą i trudną sytuację nawet wtedy, gdy sam był w poważnych opałach, a tych los mu nie szczędził.
Kierował się przy tym zasadami moralnymi prostymi, ale pewnymi i sprawiedliwymi. On po prostu kochał ludzi. Zabrzmi to pewnie dla niektórych zbyt banalnie i staroświecko, ale nie boję się tego banału wygłosić, gdy chodzi o Wojtka, bo przy nim nabiera on pierwotnego, właściwego, jakże głębokiego znaczenia. Kochać ludzi to przede wszystkim napiętnować głupotę, tępotę, fałsz i obłudę. W dobie cwaniakowatości o tych ważnych, prostych zasadach większość ludzi zapominała.
Czasem wpadał z ważna sprawą, czasem z dobrą nowiną. Któregoś lutowego, a może marcowego dnia, przyszedł bardziej ożywiony.
Zaproponowali mi wydanie tomiku przy „Kalamburze”. Powoli staję się klasykiem – zażartował. Ta dobra wiadomość przypieczętowana została kilkoma kieliszkami orzechówki.
Jeszcze pod koniec kwietnia Wojtek ponownie wrócił do swojej książki. Tym razem umówił się ze mną, że usiądziemy nad jego pieśniami i wierszami.
Pomożesz mi to zredagować – zaproponował. Cieszył się, choć tego zbytnio nie okazywał, że jego opowieści – tak bowiem nazywał swą twórczość – rozproszone po ludziach i po świecie, ukażą się w tomiku. Nawet gromadził powoli swe utwory – choć wcześniej nigdy przesadnie o to nie dbał – pisał do przyjaciół, którym swego czasu ofiarował rękopisy, odgrzebywał w swym archiwum stare zapiski wcześniejszych pieśni. Umówiliśmy się na pierwsze dni maja w jego krakowskim mieszkaniu przy ul. Józefa, czyli na „Kaźmirzu” - jak sam powiadał, naśladując gwarę swej dzielnicy.
3 maja 1985 roku Wojtek Bellon już nie żył. Zmarł w Krakowie mając zaledwie 33 lata. W nekrologu, który ukazał się nazajutrz w „Echu Krakowa”, pisałem w wielkim bólu: „3 bm. zmarł w Krakowie w wieku 33 lat Wojciech Bellon – poeta, kompozytor, pieśniarz. Początki Jego działalności artystycznej wywodziły się ze studenckiego ruchu kulturalnego – był laureatem Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Stworzył „Wolną Grupę Bukowina” – zespół, który śpiewał Jego opowieści o życiu – tak sam nazywał swoje pieśni. Grupa ta przeszła do historii nie tylko studenckiej estrady jako najwybitniejszy z wielu zespołów śpiewających poezję.
Wojciech Bellon osiągnął wielki sukces, bo Jego pieśni na stałe zadomowiły się w repertuarze rówieśników i młodszych pokoleń, mimo że był śpiewającym poetą, którego rzadko proszono do telewizji czy radia.
W Lirycznej piosence dla Wacka – jednym z ostatnich swych utworów – pisał:
„...i brakuje mi w sobie tej siły
której braku nie dostrzegłem nigdy
by odróżnić racje tych co są
od racji tych którzy byli”
Odszedł Człowiek i Artysta wrażliwy, twórczy, przepełniony miłością i życzliwością do świata i ludzi, po którym na zawsze pozostanie pustka nie do wypełnienia”.
Tyle nekrolog pisany drżącą ręką, zamieszczony w piśmie codziennym, a więc tym samym ograniczający się do kilku istotnych faktów, z krótkiego, ale jakże bujnego i twórczego życia Wiecznego Wędrowca Bożego.
Ale prawdziwy artysta nigdy nie odchodzi cały. Wojtkowi – jak mało któremu twórcy – udało się to, że jego pieśni, mimo, iż rzadko prezentowano w radiu czy telewizji, znane są szeroko i śpiewa je wielu ludzi.
Ci najmłodsi wykonawcy Wojtkowych opowieści często już nawet nie bardzo wiedzą kto je napisał, zresztą nie tylko ci najmłodsi, bo wiele z tych pieśni zadomowiło się na zawsze, a śpiewający je nie zastanawiają się kto je stworzył.
Do Krakowa Wojtek przywędrował z Buska-Zdroju. Zawsze zresztą podkreślał swoją „buskość”. Lubił tę miejscowość, choć nie było to jego miasto rodzinne. Opowiadał o jego mieszkańcach ciepło i serdecznie, ale gdy trzeba było napiętnował ich wady i ośmieszał przywary. Dostrzegał również ich radości i dramaty.
Czasem żartował nazywając miasto „Busko – Busko”, w nawiązaniu do Baden – Baden, światowej sławy uzdrowiska znanego z czasów rzymskich. Było to Wojtkowe podśmiechiwanie się z uznanych, modnych wielkości, często przereklamowanych, na które ludzie się snobują.
Mimo, że przemieszkiwał wcześniej między innymi w Skarżysku Kamiennej i bodajże w Kętrzynie – kto wie, (Kwidzynie, przyp. L .M.), czy te częste zmiany miejsca zamieszkania nie wpłynęły na późniejszą jego chęć wiecznego wędrowania – to jednak z Buskiem był chyba najbardziej emocjonalnie związany, oczywiście poza Krakowem. Trudno się temu dziwić. W Busku przede wszystkim znajdował zawsze serdeczną, pomocną dłoń matki, która kochała go nad życie, tu także mógł liczyć na męską doradę płynącą z ojcowskiego serca.
Tu spędził najpiękniejsze lata młodości. Tutaj zaczynała się jego działalność artystyczna. Wojtek, gdyby to czytał, pewnie uśmiałby się szczerze z tego szumnego określenia. Było to po prostu – jak on by powiedział - granie na gitarze własnych piosenek. Było również poszukiwanie tego, co nowe, co modne. Tu odbywały się pierwsze happeningi, po których „Busko – Busko” długo nie mogło przyjść do siebie, bo Wojtek ze swymi przyjaciółmi nie dość, że szokowali samą formą, to jeszcze wystąpili w kalesonach i gdyby nie interwencja dyrektora Liceum Ogólnokształcącego, do którego Wojtek uczęszczał, nie wiadomo jak by się to skończyło. Dyrektor po prostu przerwał spektakl.
Potem był kabaret. Pierwszy i chyba ostatni program nazywał się: Odkrycie i opisanie Bukowiny. I tak zaczęła się „Wolna Grupa Bukowina”. Była to prawdziwie wolna grupa bardzo młodych ludzi, kochających góry i po nich wędrujących, a „duszą” wszystkich poczynań był Wojtek. Dotarli oni do Szklarskiej Poręby i tam na Giełdzie Piosenki Turystycznej zadebiutowali. I od razu sukces. Piosenką Wojtka Bellona Ponidzie wyśpiewali jedną z głównych nagród. To był 1971 rok. Wojtek właśnie zdał maturę.
Potem wraz z Wojtkiem „Bukowina” trafiła do Krakowa. Jej twórca w swym ostatnim wywiadzie udzielonym na miesiąc przed śmiercią Piotrowi Bakalowi i opublikowanym 16 czerwca 1985 roku w „itd.”, tak mówił o jej początkach: „Bukowina” była wtedy hasłem wywoławczym dla określonej grupy ludzi, którzy się w pewnym momencie skrzykiwali i razem śpiewali. Z późniejszego zespołu były tylko dwie osoby – Grażyna Kulawik zwana Zajączkiem i ja. Już następnego roku okazało się, ze dzięki naszemu pobytowi na giełdzie „podłączył się” , a (dosłownie – został zaproszony do udziału i zaakceptował formułę) Wojtek Jarociński, który jako jeden z kilku wpływał później na muzyczną stronę grupy. I dalej na pytanie Piotra Bakala: Czy uważasz, że „Wolna Grupa Bukowina” odnosiła sukces artystyczny w skali kraju ? – Wojtek mówi: „Wydaje mi się, że nie, jeżeli chodzi o komercyjność , o sprzedawanie się. „Bukowina” przestała istnieć chyba w momencie, gdy zaczęło się tylko granie. Dlatego, że wówczas przestała istnieć idea, która była istotna, czyli trasa, trasa i jeszcze raz trasa. Ponadto – jakoś nigdy nie zabiegaliśmy o to, żeby ktoś nami zainteresował się, nie dbaliśmy o to. Akurat nie było takich ludzi, oprócz paru osób, którzy sami zaoferowali i chcieli nas promować. I tak się grało po klubach, po klubach, po estradach, po składankach i na tym się skończyło. Niemniej wydaje mi się, że odnieśliśmy inny sukces. Taki, że ja dzisiaj przychodzę do schroniska i słyszę swoje piosenki, czy Jarocińskiego, czy Juszczyszyna. I to jest sukces, który co prawda nie jest wymierny na przykład finansowo, za to w świadomości...”
W tej wypowiedzi jest „cały” Wojtek, który potrafił do końca walczyć o czyjeś sprawy, bronić przyjaciół – nawet dosłownie, gdy trzeba było, stając do walki na pięści – kiedy podchmielonemu chuliganowi, pseudo - miłośnikowi muzyki, nie podobał się czyjś nos lub dłuższe włosy. Taki był po prostu Wojtek.
O swoje sprawy nie umiał zabiegać, zresztą może i umiałby, ale nigdy nie podjął się takiej metody. To go nie interesowało, a inni mając możliwości nie bardzo się kwapili z pomocą w wejściu „Bukowinie” na szersze „antenowe wody”. Nawet jeden z większych programów telewizyjnych jaki Magda Umer nakręciła z „Bukowiną” – Piosenki wiatrem pisane – został skasowany, trudno przypuszczać, że chodziło tu tylko o oszczędność taśmy filmowej.
Fenomen Wojtka Bellona – Wiecznego Wędrowca Bożego – polegał jeszcze na tym, że w każdym niemal mieście, a nawet miasteczku, miał kogoś z bliskich – przyjaciół albo znajomych. Gdzie się tylko pojawił, zaraz jakby spod ziemi wyrastali wielbiciele jego mądrych pieśni. Rozmowy i śpiewanie przedłużały się do późnych godzin nocnych. Zjednywał sobie swym śpiewaniem docentów, profesorów, stróżów nocnych, goprowców – sam był jednym z nich przez dłuższy czas – ludzi gór i nizin. Dla niego liczył się przede wszystkim człowiek wrażliwy, dlatego nikomu nie zaglądał w papiery.
Jak nikt wyczulony był na wszelki fałsz, bufonadę. Nie lubił też gdy chciano go zaszufladkować. Uważał – i słusznie –że tego, co robi, nie należy łączyć – li tylko – z piosenką turystyczną, czy klasyfikować w kategorii piosenki studenckiej albo odbierać jako poezję śpiewaną. „Bukowina” proponowała po prostu dobrą piosenkę, czy pieśń raczej, z pięknym, poetyckim tekstem.
Tak jak przyjaciół miał Wojtek wszędzie, tak i jego domem było wszystko: góry, krakowski „Kaźmirz”, kufel piwa okocimskiego, ulice i dworce miast, hotele z kieliszkiem orzechówki w herbie, trasy z programem „Gitarą i piórem”, z którymi jeździł, ale naprawdę marzył on o domu „bukowym koniecznie, pachnącym i słonecznym, gdzie wieczorem gra wiatr, a zegar na ścianie gwarzy”. Wiedział, że takiego domu nie ma, bo zawsze pozostanie on tylko w naszej wyobraźni, więc może dlatego tym bardziej go szukał.
Motywy szukania, poszukiwania, dociekania prawdy często pojawiają się u Wiecznego Wędrowca Bożego, ale nadziei zostało niewiele. Nie można znaleźć domu bukowego, pachnącego i słonecznego, nie można znaleźć Bukowiny, choć szuka się jej już godzin krocie i dni krocie i choć Bukowina woła wciąż do siebie.
Z tych poszukiwań, jakby na
przekór wszystkiemu – chcąc nie chcąc – wyłania się miasto, w którym się
mieszka, gdzie płyną ludzie szarzy, pozbawieni złudzeń marzeń. Tutaj mieszkają poematy w
beretach, kobiety pracujące w barach mlecznych i bywalcy podłych knajp, a
przecież nie tego się poszukiwało. Może dlatego poczynania Wiecznego Wędrowca
Bożego są coraz bardziej nerwowe. Czyżby świadomość, albo raczej podświadomość,
dawała o sobie znać, że trzeba będzie wkrótce jak Majster Bieda z rudymi
liśćmi jesieni schedą wiatrem niesionym popłynąć w przeszłość ?
Wydawać by się mogło, że Wojtek, -jak nikt z bliskich mi przyjaciół i znajomych – potrafił łamać się z życiem, wygrywać ten jedyny na świecie, fenomenalny pojedynek. Jego otwartość na świat i na ludzi, których zjednywał sobie w jednej minucie, mogłaby również o tym świadczyć. I tak istotnie było. Ale cena za to była bardzo wysoka. Wojtek spalał się na stosie sztuki i życia.
Ta wrażliwa, bratnia dusza nie mogła sobie czasem poradzić z otaczającym ją chamstwem, głupotą, fałszem i zakłamaniem, mimo że silny był wyjątkowo. Dlatego czasem miałem odczucie, że sam przyspiesza Ikara lot.
Wieczny Wędrowiec Boży dotknął słońca i piekła. Kiedy śpiewał swe opowieści o życiu nie było obojętnych na tę spowiedź wielkiego indywidualisty, ale nawet, gdy roznosił mleko, bo śpiewać nie można było, pozostał sobą. W tym człowieku nie było nuty zakłamania. Zjednał pod swym sztandarem bukowińskim grono przyjaciół, którzy do dziś nie mogą się pogodzić z jego odejściem.
Wszyscy jednak pocieszamy się, że dzisiaj już może Wieczny Wędrowiec Boży odnalazł gdzieś na bezkresnych nieba przestrzeniach swój dom bukowy koniecznie pachnący i słoneczny, a także swoją wymarzoną Bukowinę.
Adam
Ziemianin
Tak pięknie, dokładnie i z uczuciem przedstawił sylwetkę Wojtka , jego przyjaciel i za to mu serdecznie dziękujemy.
Przeczytaj rowniez: |
• https://swietokrzyskie.info/wiadomosci/foto/_inne/logozozb.jpg (2023-09-20 11:50:55) - Komentarzy:(0) • Studniówki 2014 na Ponidziu (2014-01-21 14:11:29) - Komentarzy:(0) • Buska Liga Futsalu 2013/2014 (2013-12-02 10:31:21) - Komentarzy:(0) • Spływy kajakowe Nidą - relaks dla każdego, to także doskonała okazja do podglądania dzikiej przyrody (2013-08-05 15:48:23) - Komentarzy:(0) • Pływalnie i kąpieliska w województwie świętokrzyskim (2013-07-30 13:44:06) - Komentarzy:(1) • W oczekiwaniu na przyjście wiosny (2013-03-15 12:12:53) - Komentarzy:(0) • Studniówki 2013 na Ponidziu (2013-02-13 10:20:07) - Komentarzy:(1) • (2012-11-19 18:29:54) - Komentarzy:(1) • Nasza Droga - Buski Hip-Hop (2012-10-08 15:40:29) - Komentarzy:(90) • Studniówki 2012 (2012-01-24 12:39:02) - Komentarzy:(0) |
Komentarze (21) |
-do Egon | 2010-01-08 08:50:23 |
Egon platfusie jeden wylecz się.... proponuje pobliska Morawicę ale najpierw wizytę u psychiatry może jeszcze nie jest za późno. Jest jeden taki Kaśko K. Adres udostępni ci Przemek N .Wojtka Belona zostaw w spokoju bo to inny kaliber artystów i przy artystach wypisuj się poprawnie. Nie próbuj też użreć Ola bo jesteś malutki do niego a on chodzi w butach z cholewami.Durna maso miało być o Wojtku Bellonie a ty co judzisz -debilu ? |
-AdBbJlKRC | 2009-10-11 13:58:03 |
awegaw1.txt;2;5 |
-Do egon | 2009-07-14 13:57:19 |
Są tez inni np taki Przemuś N no i oczywiście podobni do ciebie lizodup.. |
-egon | 2009-03-04 03:34:55 |
szmul, jak boga zydowskiego szczerze szanuje - nie prowokuj dziadu, zdupcaj na chanuka, a nastepnym razem wypowiedz sie merytorycznie... A to co powiedialem - o tylko moja opinia i mozna sie z nia nie zgadzac, ale trzymaj poziom chamie... |
-Szmul | 2008-12-21 20:33:42 |
Coś ci się Egonie podupc....pewnie rozumek nawalił albo ten potomek z Wehrmachtu zawiódł o ile znam historię to mogło to być w mieście wybranym woj Świętokrzyskiego jeżeli w ogóle było.Historia niekiedy się powtarza a dziś nie rządzą bratanki a bracia baran.. jede. |
-egon | 2008-12-02 20:49:16 |
Skalisty, Twoje wspomnienia så wspaniałe, niestety, z tego co wiem - buskie realia są przygnębiające.... Ostatnim człowiekiem, ostatnim "profesorem" naszego LO, który prowadził młodzież na te, najlepsze ścieżki był Pan Henryk Moćko, a po Nim, niestety, tylko syf, ruja i poróbstwo... Takie będą Rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie - mówiono. A kto miał ich wychowywać? Jarosław D.? Leszek S.? Czy grupa tzw. młodych nauczycieli, co robią to z braku innego pomysłu na życie? W Busku doczekamy się co najwyżej ścieżki zdrowia - jak w nocy nią przejdziesz - to masz wpierdol. |
-Skalisty | 2008-10-27 13:46:31 |
Wojtek często chodził na skałki lubił tam bywać. Na skałkach bywało bardzo dużo młodzieży: częste ogniska,śpiewy a i piwko sie znalazło Nic co ludzkie obce Wojtkowi nie było było. Lubiany i szanowany przez wszystkich wspominany będzie jeszcze długo. Warto zastanowic się czy ,że oprócz tej ławeczki Belona można by zrobić -ścieżkę Bellona. Wyzbierać śmieci powycinać chwasty. Ścieżką tą nadal młodzież chodzi na skałki ale czy wie ona,że bardzo często chodził tedy ze swoimi kolegami i nie odłączaną gitarą nasz Wojtek. Tylko mała uwaga jak przyjdą deszcze to obok garaży na Sikorskiego nie przejedziesz ani nie przejdziesz na skałki do świątyni Wojtkowych westchnień. Gdy samochody Gospodarki Komunalnej ta drogę jeszcze bardziej rozjeżdża to i nie przefruniesz |
-bellona | 2008-09-25 21:18:24 |
hmm to rodzina moja była i sie pisze na pewno Bellon przez 2 l :) |
-egon | 2008-06-24 23:36:24 |
jak jeszcze dzisiaj sobie przypomne buskich kandydatow PiS i skonfrontuje to z linią "partii", to perlisty śmiech mnie ogarnia... chociaż - można znaleźć wiele analogii z władzą tej nowej, cale szczescie bylej - przewodniej sily narodu.. ps podobno byly szef buskiego sb zorganizowal kiedys w Wislicy na rynku haslo: "Lenin - Partia - 2 bratanki" - czy on tez juz jest w PIS? |
-egon | 2008-06-24 23:29:12 |
olo, sorry, ale mimo staran nie jestem w stanie wkrecic sie w Twoja faze... Ale mam pytanie: Co stalo sie z dziewczetami i chlopcami z Prawa i Sprawiedliwosci? Czy stracili juz jaja? Nie moga nic wniesc do promocji i rozwoju miasta? a moze doskonale pomysly wpadna im do glowy jak juz poznaja sadaze przedwyborcze i zdecydujakogo tym razem reprezentuja??? Przeciez kandydowalo tylu prawych i sprawiedliwych - z piekna karta z lat 70 i 80... :-) gdzie jestescie? zal, czy wstyd Wam? |
-olo do egona | 2008-06-18 20:01:15 |
Jakbys dokładnie czytał moje posty to znajdziesz tam obok krytyki wiele propozycji i pomysłów. Niestety, choć część z tych pomysłów była imiennie adresowana, adresat równo je olał. A krytyke sami wywołujecie czy tez inspirujecie. Przykład sprzed kilku dni i mój wpis pod nickiem ,,obserwatoe,, w księdze gości / bo nie ma gdzie /. Nie wiem czy wy w Busku nie widzicie tego niechlujstwa jakie wyziera z redakcji strony umigu? Jest wam zupełnie obojętne jak was widzą poprzez tą stronę? A propozycje jakie wielokrotnie składałem. Już drugiego dnia po wyborze burmistrza zgłosiłem cały szereg propozycji dotyczących stylu przyszłego burmistrzowania. Były to propozycje podpatrzone w podobnych miasteczkach, także poza Polską. Całkiem poważne. I co? Srednio inteligentny człowiek o średnim obyciu odpowiedziałby. Niestety Wąsowicz uznaje internet jako coś podejrzanego, niepewnego a ludzi tu piszących jako nie wartych uwagi.Krytycznie oceniłem BSCK zarzucając jego gdyrektorowi działanie w stylu takiej większej szkolej świetlicy. Zareagował? Podjął polemikę? Gdzie tam Wzorenm swojego pryncypała udał że sprawy nie ma. Kwestie promocji miasta. Pisałem o tym. Podałem propozycję wykorzystania do tego busczan rozsianych po całej Polsce i nie tylko. Proponowałem by podjąć na ten temat debatę, tu na buskim portalu. Urzędnik magistracki odpowiadający za sprawy promocji powinien takiej inicjatywie przyklasnąć, poprzeć, pomóc ją realizować. Guzik prawda. Wzorem swgo szefa cisza i milczenie z tamtej strony A promocja wcale nie musi wiele kosztować. Najdroższe w niej sa pomysły Te proponowałem uzyskać w nietypowy sposób. Nie poprzez zlecenia jakiejś firmie od marketingowych bzdur. Proponowałem aby buski portal był areną i forum wymiany pogladów. Portal sprawy nie zainicjował. burmistrz sprawę olał,mieszkańcom to do niczego nie potrzebne / tym się najeść nie można/ poseł buski ma całą Polskę i jeszcze kawałek na głowie i .... sprawa zdechła. |
- | 2008-06-17 23:29:59 |
A NA KONCERT PAMIĘCI WOJTKA BELONA ZAPROŚCIE NAS W PRZYSZLYM ROKU NA KĄPIELISKO W WIŚLICY, ZROBCIE ZAPLECZE, KNAJPE, HIGIENE - BEDZIE GIT! |
-egon | 2008-06-17 20:19:23 |
olo, a moze zaproponuj cos fajnego, a nie tylko krytykę wszelkiej inicjatywy. odkryj się, zrób tak modny comming out i stań się politykiem. to, co teraz robisz, to taczej powoduje, że jesteś odbierany jako malkontent uparty jak baran - bez obrazy - oczywiście. a co do zarządzania miastem - proponuję ludziom mającym wizję już zacząć kampanię i zaproponować cele i metody ich osiągnięcia. a co do promocji, to nie są ważne jej koszty, ważny jest bilans kosztów działań promocyjnych - dlatego warto wynająć profesjonalistów - warto wydać 10 razy więcej za obsługę profesjonalnej agencji, a potem zarobić 50 razy więcej....., a zrzucić mogą się wszyscy potencjalni beneficjenci tego zysku. Panie i Panowie, wyjddźcie z tego cholernego kurnika! |
-olo | 2008-06-17 19:54:19 |
To co zgnusniali busczanie chcecie? Zeby wam burmistrz na skrzypcach grał a Gradzik sztuki na rynku pokazywał? Skoro macie zerowe zainteresowania ograniczające się tylko do konsumpcji to i wasze dzieci na mądrych i poszukujących tez nie wyrosna. Całe zycie młodzieżowe to łazenie wokól rynku i do zdroju oraz parę przystanków piwnych. |
-egon | 2008-06-17 19:42:25 |
dlatego - dokąd ten stan będzie trwał - dotąd Busko będzie jedynie zapyziałą dziurą "in the middle of nowhere", gdzie obiektywnie nie ma nic atrakcyjnego, gdzie nawet kuracjusze nudzą się, o czym już słychać, a rozrywką dla młodych pozostanie wóda i występek... szkoda, że pedagodzy u władzy nie rozumieją tak prostego case'u... żal... |
Zapraszamy do zapoznania się z repertuarem filmowym Kina "Zdrój" w Busku-Zdroju.