Sąd Pracy w Staszowie do likwidacji.
2011-01-19 12:41:21

Wszystko wskazuje na to, że mieszkańcy powiatów staszowskiego i opatowskiego będą musieli jeździć do Sandomierza.


W Staszowie Ministerstwo Sprawiedliwości planuje zamknięcie Wydziału Pracy i przeniesienie go do Sandomierza. – Zdecydowanie sprzeciwiamy się tym planom – mówi Romuald Garczewski, burmistrz Staszowa.


Sąd Pracy w Staszowie „obsługuje” mieszkańców dwóch powiatów: staszowskiego i opatowskiego, bo w Opatowie nie ma Wydziału Pracy. Teraz mieszkańcy tych powiatów, zamiast do Staszowa, pojadą do Sandomierza.

MINISTERSTWO CHCE OSZCZĘDZIĆ

Likwidacja staszowskiego Sądu Pracy – jak podkreśla Marcin Chałoński, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Kielcach – podyktowana jest względami oszczędnościowymi.


Według ogólnopolskich planów Ministerstwa Sprawiedliwości, wydziały pracy, do których rocznie wpływa około 120 spraw mają być zlikwidowane. Tymczasem, jak mówi sędzia Rafał Skrzypiec, przewodniczący wydziału pracy w Staszowie, tutaj rozpatruje się około 700 spraw rocznie. Jak zaznacza sędzia, we właściwości sądu znajduje się też powiat opatowski, co znacznie „podbija” licznik obsługiwanych spraw.

Sędzia Skrzypiec rozumie, że przeniesienie Wydziału Pracy ma na calu oszczędności, jednak dziwi się, dlaczego dotyczy to Staszowa. - W naszym przypadku resort rocznie zaoszczędzi około trzech i pół tysięcy złotych, to suma dodatków sędziowskich z tytułu zajmowania się sprawami prawa pracy – zauważa sędzia.

DROŻSZA KORESPONDENCJA

Do roznoszenia poczty staszowski sąd zatrudnia gońca. Za każdy list płaci złotówkę.
- List, który trzeba wysłać z Sandomierza na przykład do Połańca lub Staszowa będzie kosztował siedem złotych – wskazuje Skrzypiec. – Dzisiaj dostarczamy go za złotówkę.
Poza tym, w staszowskim sądzie ogłoszono konkurs na sędziego, który ma dodatkowo wesprzeć Wydział Pracy. Co ciekawe, likwidacja wydziału pracy nie spowoduje zmniejszenia sędziowskich etatów.

 

staszow_sad_rejonowy.jpg


- Zwyczajowo mówi się, że sądy pracy są dla osób biednych. Nie wyobrażam sobie, jak osoba mieszkająca na przykład w Szydłowie, pojedzie do odległego o 80 kilometrów Sandomierza, by egzekwować nadgodziny – mówi Skrzypiec. – Poza tym, posiadanie w Staszowie wydziału pracy to dla sądu pewien prestiż, ranga.

WŁADZE SIE NIE ZGADZAJĄ

Z planami resortu sprawiedliwości nie zgadza się Romuald Garczewski, burmistrz Staszowa.


- Nie jest to dobre rozwiązanie i przyniesie więcej szkody niż pożytku. Najbardziej szkoda mi tych ludzi, którym utrudni się dostęp do dochodzenia sprawiedliwości, zagwarantowanej przez konstytucję. Wbrew pozorom do Sandomierza jest daleko. Dla wielu załatwienie sprawy w sądzie w Sandomierzu będzie oznaczało wyprawę na cały dzień – zauważa burmistrz Garczewski.

Podobnego zdania jest Andrzej Kruzel, starosta staszowski. – Jeżeli będzie trzeba, przyjmiemy odpowiednią uchwałę, w której samorząd powiatowy wyrazi dezaprobatę dla pomysłu ministerstwa – mówi starosta.


Sędzia Marcin Chałoński, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Kielcach potwierdził, że plan oszczędności znajdujący się na etapie ministerialnych konsultacji dotknie także staszowski sąd. Zapytany, czy Sąd Okręgowy w Kielcach sprzeciwi się likwidacji w Staszowie wydziału pracy powiedział, że kielecki sąd nie jest stroną, a decyzja należy do Ministra Sprawiedliwości.

Jak mówi rzecznik, resort zwrócił się do prezesa Sądu Okręgowego o wystawienie opinii w sprawie likwidacji staszowskiego wydziału pracy.


- Opinia była pozytywna, bo przecież Sandomierz nie jest daleko od Staszowa. Co innego, gdyby mieszkańcy musieli dojechać na przykład do odległych Kielc – tłumaczy Chałoński.

/Michał LESZCZYŃSKI /

Źródło: Echo

 


 



https://swietokrzyskie.info/printnews.php?id=8587